czwartek, 4 lutego 2010

Stópki, stópeczki, stópunie ...



Stópki, stópeczki, stópunie ... przy każdym przewijaniu lub kąpieli wszyscy domownicy szaleją na ich punkcie. W pierwszych dniach próbowałam być "twarda", po niecałym tygodniu "zmiękłam" i teraz rozklejam się na każdy ich widok. Kiedyś wydawało mi się to dziwne, może nawet głupie. Dziś hormony, instynkt macierzyński i wielka miłość do małej ZUZU zaburzyły trzeźwy pogląd na niektóre sprawy ... heh i wcale mi to nie przeszkadza.

A mała ZUZU ma już 11 dni. Nasze wspólne początki nie zależały do najłatwiejszych. To mój punkt widzenia. Jej chyba było łatwiej, a może wcale nie. Znikające hurtowe ilości pieluszek z półki, trzy razy tyle mokrych chusteczek, wspólne pobudki co dwie i pół godziny na karmienie, problemy z zassaniem, bolące brodawki, czkawka, kolka, ulewanie. Problemy, o których 11 dni temu Mama, Tata i ZUZU nie zdawali sobie sprawy. Ale może to wcale nie są "problemy"? Przecież z drugiej strony dostajemy tak dużo: wspólne chwile przy karmieniu piersią, zaciskanie malutkiej piąsteczki na palcu Mamy czy Taty, uśmieszki przez sen, maślane spojrzenia na jawie, słodkie "lalalala", poczucie dumy przy odbijaniu, gojeniu się pępuszka czy wyrzuceniu napełnionej po brzegi pieluchy. "Życie w równowadze" ... muszę się z tym zgodzić.

1 komentarz:

  1. oj matka... to są piękne chwile:) wspominam ten czas z Majką jako mega błogość, choc na początku też były problemy... a teraz ona jest już taka wielka w porównaniu ze swoją małą siostrzyczką młodszą od Zu o 5 dni;)

    OdpowiedzUsuń